24 sierpnia 2013

Wspinalnia

My nad morzem, a tu taakie zmiany. Podczas naszej nieobecności,  na naszym ulubionym placu zabaw w Stumilowym Lesie, wybudowano fantastyczną "wspinalnię" ( tak Mi określiła pająka). Zainteresowani wspinaczką są nie tylko dzieci, bo widać zazdrość w oczach asekurujących ich rodziców. Oj sama bym się wdrapała na sam szczyt....



Zosia też chętnie wspięłaby się ......





A na koniec spaceru, zupełnie za rogiem natknęliśmy się na drzewo mirabelkowe. Każdej wiosny pięknie kwitnie a dziś było obsypane dojrzałym owocem. Od razu pojawił się pomysł na......... nalewkę :-)



Pracownik sezonowy

20 sierpnia 2013

Update

Po tak długiej przerwie strasznie trudno jest wrócić co pisania, zwłaszcza, że stos zdjęć jeszcze do przejrzenia, a kolejna długa wyprawa tuż tuż przed nami. Pobieżnie wybrałam kilkanaście. Wydarzyło się tak wiele.... Dobrze, że mam zdjęcia. Dzięki nim mam dokumentację wszystkiego co warto zapamiętać.

A oto LATO 2013
Dni spędzonych na wybrzeżu: 45
Dni deszczowych: 6 ( z czego 4 w sierpniu)
Temperatura wody: 18, 19,20,21 ( z przewagą 20- 21)
Odwiedzone nowe latarnie morskie: 5

Nad morzem spędziłyśmy cały lipiec i jeszcze pół sierpnia. Wakacje fantastyczne. Dziewczynki ani na chwilkę nie pociągnęły nosem, rozjadły się i były naprawdę szczęśliwe. ( Zosinkowy banan na twarzy na widok morza i piasku - nie do kupienia) W tym roku pogoda się odwróciła i lipiec był piękny i gorący. Nawet Bałtyk okazał się być łaskawym i napłynęły ciepłe prądy ( ciepłe jak na nasze morze oczywiście). Dzięki szalonej 21 stopniwej tem. wody siedzieliśmy w niej niezliczoną ilość razy. Były dni, że z niej nie wychodziłyśmy. Wraz z sierpniem napłynęło chłodniejsze powietrze i lato stało się mniej upalne. Takie „ tradycyjnie bałtyckie”. Z chmurami, wiatrem i przelotnym deszczem. Już dużo mniej siedzieliśmy na plaży a o wchodzeniu do wody nie było nawet mowy. Ale to ma też swój urok. Wtedy włączyłyśmy spacery do rytmu dnia. Przyjechałyśmy na wybrzeże białe jak letniczki a wyjchałyśmy brązowiutkie jak czekoladki J

W ciągu tych wielu dni nastąpiły wielkie przełomy.

Zosia:
Ze szkraba siedzącego i cudnie kręcącego się wokół własnej osi przeobraziła się w mobilną domtroterkę. Zaczęła raczkować, by po kilku dniach samodzielnie wstawać i podciągać się na czymkolwiek (nawet na parasolu na plaży). W tej chwili potrafi już chodzić wokół kanapy i wdrapywać się po schodach na półpiętro, ku mojemu przerażeniu. Jest niesamowicie ciekawska. Kontakty, kable, sprzęt elektroniczny, gazety i książki, ziemia w kwiatkach, otwarte półki – strzeżcie się!!! Buzia rozświetla się radością gdy przypadkiem ktoś zapomni zamknąć drzwi do przedpokoju, gdzie stoją buty. Oj wszystkie Crocsy to najlepsze gryzaki, a przynajmniej najbardziej pożądane. Nauczyła się bezbłędnie mówić NIE i niełatwo jest jej coś narzucić. Czasami jedyny sposób na Zo to przesadzić ją w inne miejsce, ale to i tak nie na długo J Jesteśmy na etapie Mama zawsze w zasięgu wzroku, bo bez niej świat się wali. Uciążliwe, ale w pewnym sensie cudownie urocze. Przez kilka miesięcy jest się niezastąpioną. A wtulanie się w moje ramiona gdy kolejna „ ciocia” chce potrzymać ślicznego bobasa – bezcenne.

Misia:
Dorośleje, dorośleje, dorośleje. Jakoś bardzo szybko. Czasami patrzę na nią z boku i nie mogę uwierzyć, że jest taka dorosła i tak bardzo samodzielna. Jej spostrzeżenia, nawet rady są niesamowicie przemyślane i trafne. Jako historyczny moment pobytu nad morzem zapiszemy przekłucie uszu. Męczyła mnie kilka porządnych dni. Bałam się, że będzie płakać, że bolą ( jakby się coś zaczęło paprać), ale na szczęście gojenie przeszło beż żadnych komplikacji. Druga ważna rzecz to Rrrrrrrrrrr. Mamy!!! piękne, radiowo dźwięczne i wyraźne. Teraz żaden Rower Romana który jeździ bardzo szybko nie jest trudny do wypowiedzenia. Mi nawiązała bardzo dużo plażowych znajomości z dziewczynkami, z różnych części Polski i Niemiec. Przyjaźnie oczywiście krótkotrwałe, niektóre zaledwie kilkugodzinne  ale bardzo dla niej ważne. Codzienne wspólne budowanie zamków, basenów, kanałów, noszenie wody, szukanie skarbów: piór, muszelek i kamyków a także skakanie przez fale niesamowicie cieszyło małą Mi. Widać, że dorosła do etapu, że towarzystwo jest jej bardzo potrzebne. Ja miałam czas na zabawy z Zosią ;-) Podczas pobytu Mi odwiedziła 5 latarni. Jako że jest dumną posiadaczka paszportu latarń Polskich. Koniecznie chce otrzymać złotą odznakę, a to zobowiązuje ją, i nas też, do zdobywania pieczątek poprzez wejścia na poszczególne latarnie. Po tych wakacjach dostanie Brązową J

A oto co usłyszałam w odpowiedzi na moją propozycje "zjedzenia jej"??

- nie możesz mnie zjeść bo ja mam kości i mózg!!







p.s. Jeśli uda mi się znaleźć chwilkę, to spróbuję troszkę dokładniej zilustrować te cudowne dni nad Bałtykiem.