Czyli dwa
atrybuty naszego Bałtyku. Rano zakupy więc dopiero ok 17 wybrałyśmy się nad morze. Wiatr taki, że spokojnie można było siedzieć TYLKO za parawanem i to takim wysokim. Na szczęście wietrzysko nie zabrało nam naszego latawca, który dumnie powiewał aż do zachodu przyczepiony do wózka :-). Wybrałyśmy tęczowy, bo dzień nie należał do najbardziej słonecznych. Radości było co nie miara, bo dodatkowo okazało się że woda w morzu była cieplusieńka i można było się chlapać do woli. A później jeszcze niesamowity zachód słońca dopełnił uczucie fantastycznie spędzonego dnia. Niestety na koniec Mi rozpłakała się tak rzewnie, że nie wiedziałyśmy co robić… Na pytanie dlaczego płacze…
Odpowiedziała
łkając : Ja nie chcię zieby śłoneczko zachodziło!!! I jak tu dziecku pomóc?? Poszłyśmy więc do domu tropem Pana księżyca….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz