23 lutego 2013

40 i 4

Miałam wczoraj napisać optymistycznego posta, że Zosia zdrowieje, że skończyła cztery miesiące, (Mi kilka dni wcześniej 40 :-)). Że jest cudownie pozytywnym maluchem, że uśmiech z jej buzi nie schodzi od rana do wieczora. Płacze tylko kiedy jest głodna i zmęczona, że uwielbia nasze wieczorne rytuały z kąpielą na czele (szlifując styl motylkowy), że ze wszystkich zabawek ma już swoje ulubione na widok których się uśmiecha i do których wyciąga rączki, i że nade wszytko uwielbia swoją siostrę. Tymczasem nie miałam ani czasu ani ochoty otworzyć komputer. Od rana wsłuchiwałam się w płytki oddech Zo. Czułam pod skórą, że nie jest dobrze. Wieczorem wizyta u Pani doktor i diagnoza. Zapalenie oskrzeli. Niby początkowe i niewielkie, ale zaleciła nam inhalacje jak dla astmatyków + skierowanie do szpitala jakby się stan pogorszył przez weekend. Dla mnie to szok. Najcięższa choroba z jaką się spotkam w moim życiu jako matki i do tego jeszcze chora kruszyna, ledwie 4 miesięczna. Podobno teraz jest apogeum zachorowań na oskrzela własnie wśród takich maluchów, że wirus u dorosłych nie wyrządza tyle szkód. A Zosia bez temperatury, bez marudzenia, z apetytem, który stopowany jest troszkę przez katar, który utrudnia picie nie do końca wygląda na chorą. Tylko ten okropny kaszel.... Wiem, że trzeba być dobrej myśli, ale JAK, kiedy i  u mnie pojawił się ból w gardle i katar. Najbardziej obawiam się błędnego koła. To że już wykurowani znowu zachorują..... Już mamy pewne plany co z tym zrobić. Jak plany się urzeczywistnią to na pewno napiszę. Tymczasem trzymajcie proszę ciuki, żeby zatrzymać chorobę!!!!



Sprzęt, który od kilku dni pracuje niemal bez przerwy. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz