30 sierpnia 2012

Meduzy i mewie pióra


Od rana morze spokojne jak jezioro. Ani jednej fali. Temperatura na tyle niska, że pojawiło się mnóstwo meduz. Więc kto żyw (czytaj dzieci) ruszył do wody zaopatrzony w wiadra, wiaderka, siateczki J . Tak, tak każde dziecko musiało mieć swoją meduzę. Mi przetrzymywała w swoim wiaderku aż 4. Bacznie obserwowała,  jak się zachowują. Bałam się trochę dramatu przed powrotem do domu. Na szczęście jakoś ją przekonałyśmy do wrzucenia ich na koniec dnia z powrotem  do morza….




Po południu postanowiłyśmy szukać ciekawych mewich piór na plaży. W lipcu, gdy byłyśmy nad morzem znalazłyśmy piękne i oryginalne  m.in.. czarne w białe groszki. Tym razem się niestety nie udało tak oryginalnie, ale zabawa była super. Mi osobiście pytała mewę czy jej da ładne pióro, ale gdy nic nie odpowiedziała stwierdziła, że musimy mewę złapać i oskubać :-).











Kolejnego dnia ciąg dalszy zbierania piór. Tym razem z nową koleżanką Wiktorią. Mi zbierała te największe, Wiktoria małe. I tak się uzbierał całkiem piękny bukiet, który Mi nie chciała wypuścić z ręki ani na chwilę.




Wieczorem, sekundę przed zaśnięciem przypomniała sobie o piórach:
mamo, a mamy bukiet piój?
- tak kochanie
- w domu mamy??
- tak są w plecaku z pszczółką.
- to supej!!!
 i….. dziecko odpłynęło….


28 sierpnia 2012

Koleżanki


Poznały się na plaży, nie od razu rozbawiły się tak że z trudem wróciłyśmy do domu, ale.. Sara o rok starsza dziewczynka podbiła serce Mi (z wzajemnością). Najpierw wspólne budowanie wież, mycie kota, zasypywanie go w piachu, potem berek, szukano, żeby na koniec zadekować się w namiocie i serwować zdrowe obiadkiŻegnały się bardzo wylewnie. Padły sobie w ramiona i aż się w TYM uścisku przewróciły J. Umówiłyśmy się na następny dzień, niestety ostatni, bo był to dzień powrotu Sary do domu.







Następnego dnia dołączyły kolejne dziewczynki. Działo się oj działo!!! 

Mi , Sara i Ada

Mi, Sara, Wiktoria, Maja




27 sierpnia 2012

Słońce i Wiatr


Czyli dwa atrybuty naszego Bałtyku. Rano zakupy więc dopiero ok 17 wybrałyśmy się nad morze. Wiatr taki, że spokojnie można było siedzieć TYLKO za parawanem i to takim wysokim. Na szczęście wietrzysko nie zabrało nam naszego latawca, który dumnie powiewał aż do zachodu przyczepiony do wózka :-). Wybrałyśmy tęczowy, bo dzień nie należał do najbardziej słonecznych.  Radości było co nie miara, bo dodatkowo okazało się że woda w morzu była cieplusieńka i można było się chlapać do woli. A później jeszcze niesamowity zachód słońca dopełnił uczucie fantastycznie spędzonego dnia. Niestety na koniec Mi rozpłakała się tak rzewnie, że nie wiedziałyśmy co robić Na pytanie dlaczego płacze Odpowiedziała łkając : Ja nie chcię zieby śłoneczko zachodziło!!!  I jak tu dziecku pomóc?? Poszłyśmy więc do domu tropem Pana księżyca.


























25 sierpnia 2012

te co wiszą i fruwają...


Lampiony. 


Od kilku lat bardzo popularny środek wysyłania życzeń do nieba, szczególnie zauważalny nad morzem. Nie ma dnia żebym nie widziała takich przesyłek szczęścia”. Kiedy Mi zobaczyła, że istniej coś takiego jak latający Lampion zamarzyła o Jego posiadaniu. Tu pojawił się mały problem, a właściwie dwa. Po pierwsze słyszałam po kilka razy dziennie że musimy koniecznie kupić lampion, a po drugie Mi za żadne skarby nie chciała słyszeć o jego puszczeniu w powietrze ( sprawa podobna do papierowych statków, które miały stojać). Wpadłam więc na pomysł lampionu nielotu. Teraz, co prawda codziennie muszę go zapalać, ale Pomysł prześliczny , bo daje przepięknie ciepłe światło w całym pokoju przed zaśnięciem Mi…. A lampion w końcu wysłaliśmy do nieba życząc sobie żeby jak najszybciej wrócić w nasze ukochane miejsce.




23 sierpnia 2012

Lody, Skype i zachód słońca w porcie









Od czasu do czasu jedziemy sobie do „miasta” na lody. Odkryliśmy smaczną lodziarnię na głównym deptaku nadmorskim, która nie sprzedaje żadnych kręconych, włoskich czy Amerykanów, ale tradycyjne wielosmakowe lody nakładane we włoski sposób, czyli łyżka do lodów to tylko orientacyjna pojemność jednej gałki....

Po raz pierwszy wypróbowałyśmy Skype w moim telefonie. Najpierw rozmawialiśmy z video z Tatą Piotrkiem, a później z wujkiem Michałem. Niesamowite, że dzięki urządzeniu takiemu jak telefon Mi mogła pokazać niebieskie lody o smaku gumy Donald J , przelatujące mewy czy zachodzące słońce nad Bałtykiem komuś kto jest tysiące kilometrów stąd J. Ach ta technika..... 

Dziś postanowiłyśmy dodatkowo zostać chwilkę dłużej i zobaczyć zachód słońca w kołobrzeskim porcie. Nie było to bardzo trudne, bo zachody pod koniec sierpnia w odróżnieniu do lipca są dużo wcześniej. Długo port był remontowany i zamknięty dla pieszych, ale było warto zaczekać. Pięknie wyremontowanym wejściem do portu spaceruje się bardzo przyjemnie. Mi była zachwycona, bo doszła na sama koniec falochronów do czerwonej latarni ( światła wejściowego do portu) w jej "rozmiarze".








Po zachodzie .....

Mi obserwująca wpływające statki  :-)

 





22 sierpnia 2012

Time For Tea



Najbardziej lubię pić herbatę z rosyjskiej porcelany. To dla mnie smak dzieciństwa, bo odkąd pamiętam piłam czarną herbatę rozkoszując się smakiem konfitury z czarnej porzeczki u „cioci Zofii”. Teraz chcę tę tradycję przekazać Mi. Widzę że bardzo lubi nasze herbaciane popołudnia, szczególnie te z Babcią Genią…. A teraz kiedy dostaliśmy w prezencie piękny fiołkowy serwis herbaciany przywieziony przez moją mamę prosto „od Putina” będziemy mogły urządzać takie popołudnia również w Socho.





A do herbaty ...... oryginalne rosyjskie ciasteczka maślane. mniam mniam....