28 maja 2012

Weekend w Warszawie

Fantastyczny. Nieczęsto zdarza się, że mamy z moją SIS czas żeby pogadać, pośmiać się, po prostu spędzić chwilę razem :-) Każda ma rodzinę, dziecko, a przede wszystkim mieszkamy w różnych miastach. Odkąd wyjechałyśmy z Poznania nieczęsto się spotykamy.. niestey. Tym bardziej cieszyłyśmy się, że WRESZCIE się spotkamy w "trzecim" miejscu, w Warszawie, a to dzięki Alice (siostra SIS) :-) Umówione byłyśmy na sobotę, ale dzieciaki no i my również zadecydowałyśmy jednogłośnie, że przyjedziemy jeszcze raz w niedzielę, zwłaszcza, że miałyśmy komfortowy dowóz w postaci kierowcy męża!!! Czas spędzony bardzo intensywnie, bo jaki mógłby być z trójką bardzo niezależnych dzieciaków?? Mimo to nie bardzo wykańczający .... Może dlatego, że byłyśmy dwie :-)???.  Miejsce w którym mieszka Alice bardzo bardzo mi się podobało. Osiedle 2-wu blokowe,  zamknięte i do tego super plac zabaw dla dzieci. Mnóstwo zieleni, która powodowała, ze mimo dużej bliskości bloków dookoła miałam wrażenie, że jesteśmy w bardzo spokojnym, prawie leśnym miejscu. Zresztą pisać nie będę tylko załączam zdjęcia, które mówią same za siebie....


Podróż obfitowała w niemało atrakcji. Najpierw przejazd taxi, następnie pociągiem. Miałyśmy szczęście przejechać się w bardzo komfo warunkach :-) Nie pamiętam kiedy w Polsce jechałam takim pociągiem, poza IC....

potem tramwaj i jeszcze autobus.....


Droga na plac zabaw....


Piaskownica z piaskiem jak znad morza, z której zabawek się do domu nie zabiera... Super pomysł, ale sprawdza się prawdopodobnie tylko dlatego, że to zamknięty i monitorowany teren.

Mi jak zwykle szalała z samochodami...



Barti był wszędzie... ale najbardziej upodobał sobie zjeżdżalnię i domek "Baba Jagi" :-)


Timi chciał biegać tylko po tartanowym boisku, trudno się dziwić..... przestrzeń :-) a tu z SIS na zjeżdżalni 


Wspomniane wyżej boisko służyło nie tylko do gry w piłkę. Nam głównie do gonienia.... najmłodszego

 Ja z moim brzuchem niestety odpadłam z tych zabaw...


Nie zabrakło fochów....

i żelków. Prosto z lotniska przyleciały żelkowe samoloty. Hit dnia :-)

Wspólne zabawy w domu....


i kolejny dzień, także motoryzacyjny :-)

A na koniec tak wracali do domu z placu zabaw...

Czekając na Tatę, już wieczorową porą.


24 maja 2012

Kąpiel z tęczą w tle

Wczoraj przed południem odwiedziły nas Hania z jej Mamą. Wszystkie cztery miałyśmy super zabawę, choć te młodsze dużo większą :-). Upalny dzień pozwolił na bieganie na golasa , uciekanie przed zimną wodą z węża, kąpiel w wannie i wskakiwanie do basenu z podgrzaną wodą. Hitem dnia był spryskiwacz ogrodowy i tęcza, którą dwie mamy bardzo chciały wywołać i pokazać dziewczynkom....






A popołudniu odwiedziliśmy dziadka Jacka :-) 

Bardzo skoczna Cookie :-), której Mi się troszkę boi ale jednocześnie cały czas ma być w zasięgu wzroku.

Tu z Ciocią Wiesią.

Zabawka dla Mi okazała się zabawką idealną dla Taty i dla Cookie :-)

A Wujek Piotrek stał się idealnym kandydatem do jeżdżenia jowejkiem  wokół domu :-)


22 maja 2012

Pracowity wtorek

Dzisiaj postanowiliśmy zabrać się za porządki w ogrodzie i altanie. Pogoda cudownie ciepła, czasami nawet upalna :-). Prace trwały od 8, natomiast Wielki mały pomocnik był na dworze gotowy do działania jeszcze przed śniadaniem i myciem zębów... .  Sprzątania było sporo. Całe wyposażenie altanki, którego każdą część musiałam umyć z 5 razy żeby usunąć wżarty brud) plus jeszcze zabawki. Mi miała fantastyczną zabawę polewając wszystko z sikacia jak nazwała spryskiwacz, a że mały człowiek w miarę szybko się nudzi co rusz wymyślała nowe atrakcje ( na szczęście samodzielnie). Najdłużej bawiła się taczką. Napełniała ją wodą a następnie rozwoziła po ścieżce , wylewała tworząc kałuzie i skacząc po nich jak świnka Peppa. Po południu zaś same przyjemności czyli kąpiel (woda zdążyła się super nagrzać) i lody dla ochłody. Jutro zapewne dalszy ciąg zabaw z wodą, bo Kopara zaparkowała bardzo blisko przy łóżku.






Leżakowanie...





p.s. Z Lawendowego Domu można dostać piękne taśmy klejące :-)





21 maja 2012

Mars i Wenus


Czyli My. Ja nie piję kawy, On nie pije herbaty.... Dopełniamy się :-)

19 maja 2012

polowanie na motyjka cz. II

Bardzo ale to bardzo wszedł Mi do głowy pomysł na złapanie motylka. Bardzo ją intrygują. Pewnie dlatego, że kolorowe, a do tego pojawiają się i znikają niepostrzeżenie. Potrafi wypatrzeć te kolorowe cuda w każdym miejscu :-). Dzisiaj kiedy ja przygotowywałam obiad ona postanowiła złapać motyla samodzielnie. Co chwilę przybiegała po kolejnego ogórka z mizerii tłumacząc mi że to dla motylka, bo one bajdzo jubią ogójki :-). W końcu lekko zrezygnowana, po części najedzona przyszła po ratunek. Mamo ja pociebuje coś na motyle.... No tak... Co można wymyślić będąc w kuchni i mając do dyspozycji narzędzia kuchenne??? Oczywiście!!! SITKO!!! Rozpromieniona minka małego Misia kiedy zobaczyła co mama szybko wymyśliła....BEZCENNE :-)







I jeszcze jedna rzecz. Co może sprawić Wielką, Olbrzymią radość???? Paczka!!! A w niej: 
  • 2 kg cudownie świeżych szparag (od tej ilości aż mi się w głowie zakręciło i od razu powstało 10 pomysłów jak je wykorzystać), 
  • T-shirt z wymarzoną Minnie (reakcja Miśki?? : Właśnie o to mi chodziło!!!! - a moja szczęka powiędrowała badzo bardzo nisko!!!)
Dziękujemy Mutti!!!


17 maja 2012

Wczoraj gdy padał deszcz....

Biegałyśmy i skakałyśmy po kałużach (jeszcze troszkę mogę :-) ), a popołudniu, gdy tata wrócił z pracy odwiedziliśmy zadaszone centrum zabawy dla dzieci. Na początku Mi podeszła bardzo ostrożnie do tematu, ale jak to zwykle bywa rozkręciła się i kiedy trzeba było już zbierać się do domu zabawie nie było końca. Wielki plus takich miejsc to 10-cio godzinny, nieprzerwany sen dziecięcia:-)
















Sprawdziła wszystkie jeżdżące sprzęty, ale czerwony Ducati przypadł najbardziej do gustu...

Tata też znalazł "kącik dla siebie" :-)

A dziś rano po przebudzeniu Mi zapytała:
- Mamo?? Pójdziemy na ten inny plac zabaw??
- Który inny??
- No ten z kulkami!!!????

15 maja 2012

Wilbur

To właśnie usłyszałam, gdy znalazłyśmy w trawie małego pasikonika :-). Ci którzy tak jak my są Wielkimi Przyjaciółmi Klubu Myszki Miki wiedzą, że to imię należy do przemiłego konika polnego.  Nawet nie próbowałam przekonywać, że to Filip..... Tak naprawdę wybrałyśmy się do ogrodu na poszukiwanie i w podtekście złapanie motylka do tojebki. Udała mi się ta sztuka i to nawet 2 razy, ale (na szczęście) motylek był szybki i wylatywał z torebki zanim Mi zdążyła ją zamknąć. Skoro nie udało się z motylkiem Mi postanowiła zabjać do domu pasikonika. Wilbur nie ma skrzydeł więc miał utrudnioną sprawę z odzyskaniem wolności i ..... wylądował na kilka godzin w tojebce. I nie pomagały moje usilne prośby i tłumaczenia, że to bardzo nie dobrze trzymać zwierzątko w niewoli. W końcu przekonałam ją i wypuściłyśmy Wilbura u dziadka Jacka w ogrodzie :-) Wypuszczanie go na wolość odbyło się w asyście wszystkich obecnych.....

Długo tropiony motylek....


Dmuchawców u nas co niemiara....


 A oto Wilbur we własnej osobie :-)


Pakowanie pasikonika do tojby.